Lustereczko, powiedz przecie…

Lustereczko, powiedz przecie, kto jest… ja jestem! Zawsze byłam. Codziennie się przeglądam w tobie, sprawdzam, dwa razy na dzień, pięć… Nic się nie zmienia. Nic. W lustrze wciąż ta sama twarz, uśmiecha się do mnie ta sama młoda dziewczyna. Ta sama od lat.
Bo czas się mnie nie ima. Ostrożnie omija mnie szerokim łukiem, z szacunku dla urody, co nie może zblaknąć. To tym innym skacze do gardła, ciąży kącikom oczu, przygina plecy zmęczeniem, cienkim dłutkiem dni żłobi oblicza w rowki zmarszczek, rzuca głębokie cienie pod zmęczone oczy, wysysa życie… Piętnaście razy… dwadzieścia… Sprawdzam. Codziennie sprawdzam.
Koleżanki, przyjaciółki, już dawno pomarszczone, zniszczone… A jednak nadal takie wpatrzone w siebie, takie ślepe… Nie widzą, jak nieuniknionymi bruzdami spływa po ich twarzach bezlitosny czas? Jak wyostrza rysy, odbiera gładkość dłoniom? Ten sam czas, który mnie nie tyka. Sprawdziłam, ciągle sprawdzam. Dwadzieścia razy. W lustrze. Nic.
U nich worki pod oczami, zmatowiałe spojrzenia, skóra jak papier… Ja – piękna jak zawsze. Młoda. Oczy błyszczą tym samym blaskiem co zawsze.
Lustereczko, powiedz… no przecież byś nie kłamało, mam rację? Lustra nie kłamią. Nie mają prawa!
Piękna, najpiękniejsza.
A on wciąż mnie kocha, prawda? Jeeeezu, nie może mnie już nie kochać! To niemożliwe.

lustereczko

[zdjęcie: domena publiczna]