(…)
Rozpalona słońcem ulica w centrum miasta. Upał, gorące powietrze stoi w miejscu, ani grama wiatru. Ludzie poruszają się sennie, niemrawo, oczy pochowane za ciemnymi szkłami, twarze błyszczą od potu. Słońce rozgrzewa czupryny.
Ja też się wlokę. Mam lekkiego kaca i popapierosowy niesmak w ustach.
Jestem umówiony z Adamem, na Starym Mieście, za… no właśnie, za ile? Zerkam na przegub. Za półtorej godziny. Kupa czasu. Adam i tak się spóźni.
Człap człap krok za krokiem. Organizm odmawia wykonywania gwałtownych ruchów, a mnie się donikąd nie spieszy. Poza tym lubię tak łazić po mieście z rękami w kieszeniach.
Gorąco mi, trochę kręci się w głowie, chce mi się pić i jestem głodny.
Kilkanaście metrów przede mną widzę szczupłą czarnowłosą dziewczynę w dużych okularach przeciwsłonecznych. Szkła błyskają tęczowymi refleksami.
Ładna i zgrabna, w obcisłej koszulce, mini-spódniczce i japonkach na bosych stopach. Zwraca uwagę, bo zajmuje sobą jakby trochę większą przestrzeń niż przeciętny przechodzień. Niektórzy tak mają.
Paznokcie u stóp ma pokryte widocznym z daleka jaskrawym, jasnoniebieskim lakierem.
Wlokę się swoim tempem. Gorąco, lekko kręci mi się głowie, pić się chce. I jestem głodny.
Dziewczyna w japonkach stoi sobie na samym środku chodnika i zwraca uwagę. Może na kogoś czeka, a może stoi tu ot tak, bo akurat uznała to za dobry pomysł, tak postać. Zająć przestrzeń. Jest pewna siebie, widać to po jej postawie. I minie, bo ma taką, jakby należało do niej może jeszcze nie całe miasto, ale ta ulica to już na pewno. Pali papierosa.
Papieros jest z tych cienkich i długaśnych jak parasol, klasa. A ona paląc eksponuje go w taki sposób, żeby nikt nie mógł tego przypadkiem przeoczyć.
Kiedy mijam dziewczynę widzę, że na jej lewej stopie przycupnął czarny tatuaż, z tych modnych. Jakieś pnącze czy inny zawijas.
A nogi kruczowłosej ulicznej piękności – brudne…
Dziewczyna wydmuchuje dym, dumnie wypina biust.
A ja czuję, że już nie jestem głodny.
Gorąco, kręci się w głowie i chce mi się rzygać.
***
Adam przyszedł jak zwykle spóźniony. Złożyłem notatki, dopiłem swoją wódkę i pomachałem na panią Wiktorię.
– Jeszcze dwie lufy – zamówiłem. Adam zdjął kurtkę.
Pani Wiktoria, drobniutka czarnulka o wielkich oczach i twarzy nieuświadomionego dziecięcia, przyniosła pełne kieliszki z szybkością i entuzjazmem świeżo zatrudnionej Ukrainki.
Adam powąchał kieliszek, jakby nieufnie.
– Powiedz, bo ty się znasz – upił odrobinę. – Czy jest jakaś choroba, przy której przechodzi ochota na wódkę?
– A co? – zaciekawiłem się.
– Nic takiego – wzruszył ramionami. – Wiesz, że lubię pić wódkę, uwielbiam jej smak. Zdarzyło mi się jednak ostatnio ze trzy razy, że byłem na imprezie i przez cały wieczór nawet nie tknąłem drinka. Dziwne. Nie miałem ochoty.
– Dziwne – przyznałem.
– Mam się bać?
Rozsiadłem się wygodniej i udałem, że się zastanawiam.
– Nie doszukuj się we wszystkim choroby – powiedziałem wreszcie. – Może twój organizm przestał traktować alkohol jako truciznę, a zaczął jak pokarm? A dorosły mężczyzna może czasem najzwyczajniej nie mieć ochoty nawet na ulubioną potrawę.
– Myślisz? – Adam wyraźnie poweselał. – Czyli nie choroba?
– Raczej nie. Niestety.
Stuknął swoim kieliszkiem o mój i obaj przechylilismy do dna.
– To trochę jak wtedy – tłumaczyłem nadal – kiedy po mieszkaniu kręci ci się piękna, półnaga kobieta, co chwilę przechodzi ci tuż przed nosem, kusi, prowokuje… A ty akurat masz w tej chwili ochotę po prostu poczytać książkę!
Łypnął nieufnie, ale nie skomentował.
Przy stoliku nie wiadomo kiedy znowu zmaterializowała się pani Wiktoria, słodkie dziewczę z Kijowa.
– Butelkę czystej – zaoordynował Adam.
Pyk! Kelnerka zniknęła.
– Pięknie – wyszczerzyłem się. – To tak wygląda twój brak ochoty na wódkę?
– Aaaa tam – Adam tylko machnął ręką. – Nie ma co się bawić w zamawianie po kieliszeczku. I tak wiadomo jak to się skończy.
***
Zarośnięty po same oczy linoskoczek kołysze się dwa piętra nad brukiem. Tłumek gapiów zadziera głowy. Błyskają reflektory. W oddali jakaś dzidzia śmieje się histerycznie.
– Powiedz, Adam – bełkotnąłem podnosząc kieliszek – jak to na końcu będzie?
Mam naturalnie na myśli Polskę, świat, ludzkość i w ogóle. Wiadomo.
Widzę, że pajac nad naszymi głowami ma przypiętą do pasa linkę zabezpieczającą. Czyli – bez punktów. Zero emocji.
Adam uśmiechnął się łagodnie. Zawsze się tak uśmiecha. Stuknął swoim kieliszkiem o mój.
– Będzie dobrze – powiedział z przekonaniem. – Na końcu zawsze jest dobrze. Po tym właśnie można poznać, że to jeszcze nie koniec. Bo nie jest dobrze.
(…)
[zdjęcia: domena publiczna]