Wilk Bardzozły rozejrzał się wokół przekrwionymi oczami. Głowa dudniła mu tępym, pulsującym bólem. Ciężki woal porannej mgły przylgnął do ziemi, jakby zdjęty nagłym lękiem, wypłaszczył się, przycupnął. Z liści kapało.
– Ciężka noc – powiedział Wilk chrapliwie, z wysiłkiem. – Co, Złotowłosa?
Roszpunka odstawił butelkę.
– Uważaj sobie, kundlu – głos miał nieprzyjemny, buczący nosowo. – Jeszcze raz tak do mnie powiesz, a wyrwę ci ten ogon z kudłatego dupska.
Wilk spuścił łeb. Nie odpowiedział.
– E.. eheeeem… – Roszpunka odchrząknął nieładnie, pochylił się i splunął gęstą śliną. Otarł usta wierzchem dłoni. – Złotowłosa pracował wczoraj pod Trzema Misiami. To jego rewir.
Zastanowił się.
– Może nawet któryś przeżył… – dorzucił z krzywym uśmiechem. – Jak Złotowłosa miał dobry humor.
Wilk Bardzozły pochylił łeb jeszcze niżej. Poczuł, że robi się bardzo, bardzo zły.
– To już, kurwa, nie ten sam Las co dawniej – pomyślał. – To już nie to samo Królestwo. Wszystko poszło w defekt. Zmarnowało się. Spleśniało jak zapomniany kawałek skórki od chleba… To już nie te czasy…
Zaciągnął się papierosem patrząc jak Roszpunka znowu sięga po butelkę i podnosi ją do ust.
– Nic już nie jest takie jak powinno – pomyślał Wilk Bardzozły. – To już, kurwa, nie moja bajka…
[zdjęcie: domena publiczna]