Wilk Bardzozły rozejrzał się. Nikogo. Poniuchał, kręcąc łbem na wszystkie strony. Też nic. Schylił się po siekierę i podniósł ją z wysiłkiem. Duża była, nawet jak na te używane w Lesie przez drwali. Ciężka. Musiała leżeć w mokrej trawie już dłuższy czas, może kilka tygodni. Stylisko, wygładzone od wcześniejszego długiego używania było ciemne, prawie czarne, śliskie i lepkie od wilgoci. Ostrze zdążyło już zmatowieć, metal obucha pokrywała cieniutka warstewka świeżej..
Rzeczy najnowsze:
Wilk Bardzozły patrzył ze smutkiem na leżący w dłoni pistoletowy pocisk z kapturkowego Glocka. Nabój słał nieśmiałe, miedziane refleksy w słabych słonecznych promieniach z rzadka przebijających się przez ciężką zasłonę brudnych chmur. Wilk wyjął z kieszeni chusteczkę do nosa i pieczołowicie, delikatnie obwinął nią trzymany w ręce niewielki przedmiot. Schował zawiniątko głęboko do sakwy, podniósł wzrok, jeszcze raz potoczył wokół oczami. Wszystko było jak wcześniej. Drzewa, po staremu wyniosłe i..
Wilk Bardzozły okręcił się szczelniej futrem i zamknął oczy. Otoczenie zniknęło. Nagle nie było już szaroburej ściery nieba rozwieszonej jakby do wyschnięcia nad głową, zniknęły przybrudzone, skarlałe obłoki niezdarnie pełznące po ohydzie nieboskłonu niczym lepkie, nasiąknięte stęchłą wodą zombie, zniknął błyszczący od wody, wyszczerzony nieprzyjaźnie parkan lasu. Odpłynął w niebyt dziurawy, jakby wyżarty przez gigantyczne mole, dywan trawy przetykany grubymi nićmi nadgniłej ściółki i sterczących tu i ówdzie spróchniałych, bezlistnych..
Wilk Bardzozły powoli wlókł się przez Las, brodząc w miękkiej ściółce, oślizłej i lepkiej od wilgoci. Przewieszona przez ramię sakwa obijała mu się o udo w rytm kroków. Wilk był zmęczony, głodny i zły, jego żylastym ciałem co chwila wstrząsały dreszcze. Przenikliwe, mokre zimno mocno dawało się Wilkowi we znaki nawet mimo kosztownego naturalnego futra. Idąc, Wilk ponuro łypał spode łba na wszystkie strony. Pozmieniało się. Puszcza, jeszcze niedawno tętniąca..
Wilk Bardzozły rozejrzał się wokół przekrwionymi oczami. Głowa dudniła mu tępym, pulsującym bólem. Ciężki woal porannej mgły przylgnął do ziemi, jakby zdjęty nagłym lękiem, wypłaszczył się, przycupnął. Z liści kapało. – Ciężka noc – powiedział Wilk chrapliwie, z wysiłkiem. – Co, Złotowłosa? Roszpunka odstawił butelkę. – Uważaj sobie, kundlu – głos miał nieprzyjemny, buczący nosowo. – Jeszcze raz tak do mnie powiesz, a wyrwę ci ten ogon z kudłatego dupska…