Poranna porcja poety

Z bocznej uliczki, zza krzaka jaśminu wyjechał Leonard Cohen. Na rowerze, wprost na mnie. Zatrzymałem się gwałtownie, a on wyminął mnie pewnym, płynnym skrętem, nawet nie zwalniając.
Nigdy w życiu nie widziałem z bliska Leonarda Cohena. Zamurowało mnie na sekundę. Ale to na pewno był on, na sto procent. Ten sam zakrzywiony nos, te same oczy, te same głębokie bruzdy obok ust. Szczupły, trochę przygarbiony. Leonard Cohen.
Przebrany był za szeregowego osiedlowego emeryta. Miał lekko przybrudzony obcisły dres, zaskakująco wrzosowy, nigdy nie widziałem Leonarda Cohena w tym kolorze. Siwych włosów nie przykrył tym razem swoim firmowym kapelusikiem, pewnie z obawy, żeby go nie stracić na wietrze.
Leonard Cohen pedałował sobie spokojnie, a rower miał najzwyczajniejszy w świecie, mocno odrapany składak z dużymi kołami, bez przerzutek. Trochę dziwne, myślałem, że Leonarda Cohena stać na lepszy. Z koszyka-bagażnika nad tylnym błotnikiem nie wystawał futerał gitary, walała się tam tylko stara plastikowa reklamówka o wyblakłych kolorach. No i uśmiechał się lekko, co już było całkiem mylące. Śledził wzrokiem przelatującą z drzewa na drzewo srokę i uśmiechał się, przysięgam.
W sumie to wcale nie wyglądał jak Leonard Cohen na rowerze. Tylko twarz miał do siebie podobną. Taką samą jak zawsze.
Pomyślałem, że pewnie jest tu incognito i nie chce wzbudzać sensacji. Dlatego się przebrał. I ten uśmieszek dla niepoznaki. Za wcześnie na zsiadanie z roweru i rozdawanie autografów. Siódma rano to nie pora na lepkie uściski dłoni i fałszywe podziękowania za chwile wzruszenia przy jego piosenkach. Zapewne już mu się znudziła sława i popularność, a teraz chciał tylko podjechać rowerem po bułki. I może serek do tych bułek.
Uszanowałem tę decyzję o porannej anonimowości i nie wydarłem się na całe gardło: Heeeej, ludzieeee! Patrzcie, to Leonard Cohen!
Postałem tylko chwilę, patrząc jak się oddala, a potem znika za zakrętem alejki.

 

.

.

 

cohen

.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

.

 

 

 

 

 

 

 

[zdjęcie: domena publiczna]

.

.

.