Emancypantka

 

Podniosła się z kolan. 

– Mmmm… – oblizała wargi. – Wciąż mi smakujesz. 

W głowie mi się kręciło. 

Ma dziewczyna talent, pomyślałem. 

Wstawanie z fotela było teraz ostatnią rzeczą, na jaką miałem ochotę. Najchętniej dochlupnąłbym sobie następną porcję Jima Beama i zanurzył się w niespiesznym kontemplowaniu jej ciepłych, miękkich ust. Oraz tego, co przed chwilą nimi wyczyniała. Jeszcze tylko mogłaby mi przynieść z zamrażarki ze dwie-trzy kostki lodu do bourbona i czułbym się jak w raju… No ale trudno, mus to mus. W końcu jest się tym dżentelmenem, c’nie? 

– No już dobrze, chodźmy – westchnąłem ciężko. Patrzyłem jak poprawia pończochy. – Pomogę ci z tym. 

– Z czym? – zdziwiona podniosła wzrok. 

– Z samochodem – wyjaśniłem spokojnie. – Zobaczę co da się zrobić. 

Łypnęła na mnie koso. 

– Nie kumam – rzuciła. – Załatwię to sama. 

– Jak to: sama? – spytałem. – Przecież to samochód. 

– A co, myślisz, że nie potrafię? – spytała zaczepnie. 

– Jesteś kobietą. 

– No to co? 

– Dobra, dobra, Ewka, zostaw te gierki – zniecierpliwiłem się. – W końcu po to tutaj przyszłaś. 

Powoli zaczynało chyba do niej docierać. 

– Ty myślisz, że ja ci zrobiłam żebyś się poczuł zobowiązany?! – wykrzyknęła głosem pełnym zdumienia. – I żebyś mi pomógł przy aucie?! 

Tym razem zdziwiłem się ja. 

– No… tak – przyznałem. 

Stanęła nade mną na szeroko rozstawionych nogach i wzięła się pod boki. Rysy jej się wyostrzyły, w nagle pociemniałych niebieskich oczach błysnął mord. Wyglądała rewelacyjnie z tymi długaśnymi nożyskami na niebotycznych szpilach i rozczochranymi właśnie przeze mnie jasnymi, prawie białymi włosami. I chociaż u mnie już było po wszystkim nadal mnie podniecała jak nie wiem co. 

– Ty pieprzony seksisto! – wysyczała. – Ty cholerna męska szowinistyczna świnio! 

Uniosłem dłonie w pojednawczym geście. 

– Ewuniu, nie denerwuj się, nie ma potrzeby – klarowałem łagodnie. – Okej, okej, naprawię ci to. Po co ta histeria? 

– Sama to zrobię! Nie potrzebuję do tego samca! – wrzasnęła cienko. – Znalazł się, macho z prowincjonalnej klubokawiarni, Banderas dla ubogich! Ty chamie wielokrotny! 

Wyraźnie dążyła do konfrontacji. Nie miałem ochoty na konflikt. Przygładziłem wąsik. 

– Blondyna, nie świruj – powiedziałem ugodowo. – Powiedz gdzie postawiłaś ten swój zabytek i miejmy to już za sobą. 

– Jaki znowu zabytek?! – żachnęła się. – Stylowy francuski samochodzik! 

Uśmiechnąłem się z przekąsem. 

– Właśnie zauważyłem, że lubisz wszystko, co francuskie… 

Niespodziewanie się rozpogodziła. 

– No lubię… – zachichotała zalotnie. – Co ja poradzę? 

Kiwnąłem głową. 

– Chodźmy więc obejrzeć ten twój stylowy francuski zabytek. 

Na jej piękną twarz powrócił mars. 

– Ty naprawdę uważasz, że potrzebuję pomocy? – wyburczała. 

– Jesteś kobietą – powtórzyłem. – A dżentelmenów wynaleziono po to, by pomagali damom w potrzebie. 

Prychnęła tylko. 

– Nie musisz udawać – ciągnąłem. – Zrobię ci to i będziemy kwita. 

– Cham. Świnia – powtórzyła, według mnie zupełnie niepotrzebnie. – Potrafię sobie poradzić. Mamy dwudziesty pierwszy wiek, nie jakieś pieprzone średniowiecze. 

– Przekonałaś mnie, że zaradna z ciebie kobieta – przyznałem z uśmiechem. – I zmyślna. Umiesz… ruszyć głową. 

Jej oczy zwęziły się w dwie małe szparki. 

– Fajfus – stwierdziła zimno. – Idę. Cześć. 

Ze złością okręciła się tym swoim różowym futerkiem. Sztucznym, jakby się kto pytał, spokojnie. Wyglądała uroczo, cała wściekła taka. No, skoro tak… Trudno, sama chciała. 

Sięgnąlem po leżący na biurku aparat fotograficzny. 

– Zejdę z tobą – powiedziałem. – Zerknę jak sobie radzisz. 

– A to po co? – zapytała podejrzliwie, wskazując na aparat. I odruchowo poprawiła potargane włosy. Kobieta. 

– Pamiątka – wyjaśniłem. – Dla potomności. I dla fejsbuka. 

– Okej – wydęła policzki. – Jak sobie chcesz. Idziemy. 

Obróciła się na obcasie i skierowała do drzwi. 

Wstałem. 

– Rozporek zapnij – rzuciła przez ramię. 

Na schodach próbowałem jeszcze łagodzić. 

– Zrozum, Evita, kobiety są zbyt głupie, żeby się brać za auta – przekonywałem cierpliwie. – Nie ogarniają tego. Zwłaszcza te o twoim kolorze włosów. 

– Ty świnio… Ty… ty… – zapultała się. – Zresztą sam zaraz zobaczysz. 

Roześmiałem się. 

– Jeszcze masz szansę przyznać, że to męska sprawa – zaproponowałem łaskawie. – Posłuchaj głosu rozsądku, laleczko. 

– Ty bydlaku… – wściekłym pchnięciem otworzyła drzwi klatki schodowej i energicznie pomaszerowała w kierunku parkingu. Stukot jej obcasów wypełnił całą ulicę. Przy samochodzie odwróciła się i wycelowała we mnie wiśniowy paznokieć. 

– No to się przyjrzyj, panie mądralo! Patrz i ucz się! – wykrzyknęła butnie. Zdjąłem osłonę z obiektywu aparatu. – Zaraz ci udowodnię, że nowoczesna, niezależna kobieta sama potrafi wymienić wycieraczki! 

wycieraczki