Pieprzona popkultura

Sally Muir

Spacer zapowiada się raczej dłuższy niż krótszy. W końcu kiedy spacerować z psem jak nie w złotą polską jesień, skromną królową naszych pór roku? Pogoda jak marzenie. Czasu mam aż za dużo, pochodzę sobie, myślę. Nasycę oczy rozświetlonym przez słońce powietrzem, obłoki policzę czy się który nie zgubił. Zapamiętam liście, zanim nieodwracalnie z zieleni stoczą się w żółcie i brązy. Złapię te kilka ostatnich letnich uśmiechów nim ludzkie twarze stężeją w zimowych grymasach.
Ręce w kieszeniach, wokół nadgarstka pętla smyczy. Suka wyluzowana, podbiega od krzaczka do drzewa, od drzewa do krzaka, tu siknie, tam poniucha, pełen relaks. Idziemy. Powoli, a nawet z lekką składową powłóczenia nogami.
Z naprzeciwka zbliża się rodzinna para: roześmiana, może dwuletnia dziewczynka w obowiązkowo różowym ubranku pedałuje na czterokołowym rowerku, mamusia obok, czujnie ubezpiecza ją wzrokowo.
– Zobacz, jaki śliczny piesek – mama wyciąga palec w stronę mojej suki. – Taki szary i… szary…
Dziecię na rowerku patrzy na czworonoga i odszczebiotuje natychmiast:
– Siale-bule, obidwa.
Słysząc to suka uśmiecha się od ucha do ucha.
No i czy nie jest bosko? Żyć nie umierać.
Srebrne nitki babiego lata surfują łagodnie na falach ciepłego powietrza (super!) i od czasu do czasu zatrzymują się na moich włosach albo twarzy (błeee!).
Pies zatrzymuje się pod jarzębiną, więc ja też. Dym z papierosa leniwie unosi się ku jarzębinowym owockom, oplata je i pieści. Pokasłują cichutko i marszczą swoje malutkie twarzyczki, że fuj.
No to ruszamy dalej. Słońce ogrzewa mi łopatki.
Z bocznej alejki, po torze kolizyjnym z moją marszrutą, wypływają dwie starsze panie, pogrążone w rozmowie. Jedna ubrana jest jaśniutko, drugą spowija czerń. Wdowa.
Mam na balkonje
pjenkne begonje – rapuje znienacka do przyjaciółki ta z lewej, w beżach.
Jak dla mnie, wystarczy. Już się naspacerowałem. Pozamiatane.
– Rega, do domu! Wracamy – warczę na psa. Niepotrzebnie, pies niczemu nie winien.
– Co jest, facet? – patrzy na mnie pytająco.
– Nic – wzruszam ramionami. – Zesrało się.
– Co się zesrało? – zwierzak podnosi brwi jeszcze wyżej.
– Nastrój – wyjaśniam. Rzucam peta na chodnik i przydeptuję go z mocą. – Idziemy, mówię.
Suka nie rozumie co się stało, ale kocha mnie, więc zawraca.
Tylko smutno jej.
Cholerny polski osiedlowy hip-hop dla blokersów.
A wy, co to czytacie, myślicie że jesteście tacy ładni, tacy fajni? Tacy ho-ho-ho, luz że aż? Guzik, ta pieprzona popkultura dopadnie i was, zobaczycie. Do gardła wam skoczy. I wylezie bokiem.

 

[ilustracja: Sally Muir]