
Obaj siedzący za długim stołem mężczyźni mieli na sobie jednakowe śnieżnobiałe kitle, dwie jasne plamy na tle ciemnobrązowej, dębowej boazerii. Jak dwa szybkie maźnięcia pędzlem. – Szanowny panie Claude – zaczął ten z lewej, w okularach, ascetyczny chudzielec z ryżym jeżykiem na głowie. – Ostatnie dramatyczne przeżycia musiały z pewnością głęboko przeorać pańską delikatną psychikę, rozumiemy to doskonale. Wiele da się wytłumaczyć niedawną, doznaną przez pana traumą, niewątpliwie. Niemniej jednak..